Osobiste duże

Osobiste duże.

czwartek, 17 grudnia 2009

yo Elżbieta
sprawia ze jestesmy dorośli odkąd skończyliśmy gimnazjum.

takietam.

środa, 16 grudnia 2009

mops

Nocni wędrowcy.



To tylko dzieci. Może im uciec.
Szybki oddech, szum w uszach, trzęsąca się maska. Ogranicza pole widzenia, wizjer paruje. Metaliczny posmak w ustach. Biegnie, butami rozdeptując gałezie. Nierozsądnie. Źle dopięty plecak grzechocze. Rzuca okiem za siebie, nic nie widać między konarami i gałęziami drzew. Patrzy w góre, chmury przesuwają się nad nim, wiatr kołysze czubkami sosen. Biegnie dalej nie zatrzymując się.
Nie pamiętał dokładnie ostatniego starcia. Być może trafili wszystkich jego kolegów. Leżal na ziemi plackiem, zbyt przestraszony żeby się ruszyć, nie chciał zwrócić na siebie ich uwagi. Był wysunięty na szpicy, kiedy zaszli oddział od tyłu. Mogli go przeoczyć. Dopiero kiedy głosy sie oddaliły, poderwał się i zaczął biec co tchu. Po drodze pogubil wszystkie naboje do pistoletu.
To były tylko dzieci. Nie mogły go dorwać. Jak mogli dać się zaskoczyć bachorom. Młode twarze, pomalowane w barwy wojenne - kamuflarz. Nagle ostry ból w plecach, aż się przewrócił. Uderzając o ziemie stracił oddech na moment.
To koniec. Pobili ich. Wstał, otrzepał się. Trzy do dwóch, zrobią przetasowawnie w drużynach, zmyją farbę i grają dalej.


wtorek, 15 grudnia 2009

Alfred Tarski


operator konsekwencji

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Refleksje nad zyciem-kosmos

w zyciu są dwie drogi

zajawkowo-estetyczna


oraz


emocjonalnie-wartościowa


jestem mistrzem sztuki konceptualnej, nigdy nie wychodze poza projekt.


niedziela, 13 grudnia 2009

piątek, 11 grudnia 2009

Bob Piątek

wcale nie obiektywnie

czwartek, 10 grudnia 2009

środa, 9 grudnia 2009

Przypadek


Zdziwione twarze przechodniów. Powiew wiatru. Poniedziałkowe powietrze. Stawiające opór. Stragany z płytami i czapkami. Zawodzące głosy. Ignorancja. Mijamy się. Zawadzamy o siebie. Popychamy się.
Wiatr zimny. Szaliki i czapki. Łyżwy. Nie, łyżwy nie bo nie jest jeszcze tak zimno, ale już niedługo. Papierosy i dym z papierosów. Dym rozwiewa się z wiatrem. Ludzie czekają pod bankiem. Przejście podziemne – mniej zimno.
Zapach jedzenia. Ciepłe zapiekanki, pizze, shit-foody. Koraliki. Dużo ludzi. Gra kapela z Pragi. Tamburyn, bębenek, gitara. Może nawet saksofon, ale na pewno trąbka. Kaszkiet, czerwony w czarną kratę. Taki polski odpowiednik szkockiego kiltu.
Człowiek z krzesłem. Szare rękawiczki. Dwa drewniane kije. Druty i krzesła. Uderza. Rytmu nie ma, powiedziałbym, że raczej ciąg dzwięków. Ulotki, dużo: celulit, angielski i inne języki, chińskie żarcie.
Mokre schody. Kiedy już wstałem z ziemi, zauważyłem, że mam ubrudzoną nogawkę.

no sroda

wtorek, 8 grudnia 2009

pan wtorek


pan wtorek przyszedl z rozkminka sporą, inny punkt widzenia narzucil

poniedziałek, 7 grudnia 2009

niedziela, 6 grudnia 2009

niedziela.

pierwszy dzien tygodnia

sobota, 5 grudnia 2009

środa, 2 grudnia 2009

Baśka


Lat 66. Zamieszkała na Woli. Mimo, że zawsze miała ochotę mieszkać na Bródnie. Skromna, miła i zadbana. Lubiła jazdę konno i pływanie, jednak ostatnio (od 1981) zdrowie jej na to nie pozwala. Trójka wnuków, które są jej oczkiem w głowie. Lubi odbierać z przedszkola Marysie (l. 5) i Janka (l. 6). Michał (l. 12) wraca już ze szkoły sam.
Mimo swojego wieku pozostaje aktywna zawodowo. Siedzi od 5 do 7 godzin w pracy, 5 dni w tygodniu. Dorabia w weekendy. Praca nie jest zła. Czasami jednak trafiają się skrajnie męczące przypadki. Pozostaje jej tylko odesłać klienta (l. 35) z kwitkiem i rzucić paroma „kurwami“ pod nosem, kiedy tylko zniknie za kotarą.
Ze szklanej kuli nie czyta. Kiedys świetnie mówiła po portugalsku, teraz wystarcza jej żeby z satelity ogarniać fabułę serialu, zanim przetłumaczą odcinki i puszczą w Polsce.
I tak każdy wie ze Jose (1. 45) i Maria (l. 21) zejdą się ze sobą dla kasy.






Obserwatorzy